Lata 70-te

wspomnienia MK

 

Właściwie to nie wiem, dlaczego zacząłem wspominać. Tak mnie coś naszło. Z góry przepraszam za błędy, nieścisłości, itp. ale opieram się wyłącznie na swojej pamięci, a ta jak wiadomo - bywa zawodna. Dlatego wszystkie uwagi będą bardzo mile widziane. Zacznę od początku. Mieszkam w Warszawie, z zawodu jestem chemikiem. Ale jestem również MK. Choć akurat w moim przypadku skrót MK nie oznacza miłośnika kolejnictwa a miłośnika komunikacji. Bo oprócz pociągów kocham tramwaje i autobusy (głównie miejskie). Skąd wzięły się te zainteresowania? Mogę powiedzieć, że po prostu urodziłem się MK. Czy mogło być inaczej, jeśli w rodzinie są kolejarskie tradycje? Dziadek (ojciec taty) pracował na stacji rozrządowej W-wa Główna Towarowa (Odolany) jako elektryk. Mój tata skończył Technikum Kolejowe i pracuje w ZRK (zabezpieczenie ruchu kolejowego) na stacji W-wa Praga. Jego „obszar działania” to teren pomiędzy nastawnią WPE42 a posterunkami odgałęźnymi W-wa Targówek (przy słynnym węźle drogowym „żaba”) oraz W-wa Jagiellonka (rondo ul. Jagiellońska - ul. Starzyńskiego). A mama, pomimo że nie kończyła szkół kolejowych, też jest pracownikiem PKP - pracowała w Centrum Informatyki Kolejnictwa w Al. Jerozolimskich (przy dworcu Zachodnim), a teraz jest już na emeryturze.

 

Lata 70-te

 

Ktoś mógłby powiedzieć - i co, gościu, pamiętasz z tamtych lat? Niewiele. A może dużo? Swoje wspomnienia zacznę może od tego, że urodziłem się w listopadzie 1973 roku. Gdzie? W szpitalu kolejowym w Międzylesiu (od urodzenia miałem być kolejarzem :-). I w związku z tym mając parę tygodni odbyłem swoją pierwszą podróż pociągiem z Międzylesia do Wschodniego a potem autobusem 169 na Bródno (gdzie do tej pory mieszkam :-). Oczywiście wiem to (i inne rzeczy o tamtych czasach) z relacji moich rodziców. Tak na marginesie: linia 169 jest chyba jedną z niewielu linii autobusowych w W-wie, która od tylu lat nie zmieniła swojej trasy. Co można powiedzieć o komunikacji w tamtych czasach? Można powiedzieć, że jeszcze wtedy coś się rozwijało. Wszyscy wiedzą, że lata 70-te to okres rozwoju socjalistycznej gospodarki za kapitał imperialistyczny. Ale jeśli pominiemy „źródła” tego kapitału to efekty jego zainwestowania były imponujące: trasa katowicka, trasa łazienkowska, dworzec centralny, CMK, LHS, i wiele innych (oczywiście również przemysł ciężki, huty, itp.). Na PKP kończyła się epoka parowozów a zaczynała epoka „dieselisacji” i elektryfikacji. Lata 70-te to okres królowania na polskich szlakach spalinowych serii ST43, ST44, SM42, SN61 oraz elektrycznych ET21, ET22, EU07, EU05 i wszelkiej maści EZT. No i do głosu dochodziła polska myśl techniczna - wszyscy znają te nowinki: SP45, SU46, EW58. Często z rodzicami jeździłem EZT do podwarszawskiego Piastowa, do rodziny. I jak przez mgłę pamiętam, że tamte EZT różniły się od tych dzisiejszych. Wydaje się, że musiały to być jakieś wcześniejsze modele, np. EW53, EW54 i na pewno EW55. Te dwie pierwsze serie miały w środkowym wagonie szafę WN (wysokiego napięcia), przez co było mniej miejsca dla podróżnych. Notabene w filmie „Nie lubię poniedziałku” (chyba to tamte lata :-) można ujrzeć jakiś „dziwny” EZT wjeżdżający na dworzec W-wa Śródmieście. Gdy miałem 5 lat dostałem wspaniały prezent po starszym bracie ciotecznym - kolejkę TT. Co to był za czad! Ale długo nie pojeździła - wiedziony ciekawością (i zmysłem technicznym też :-) rozebrałem ją dokumentnie na części pierwsze, a potem już nie udało się jej złożyć. :-) Co wtedy jeździło po ulicach polskich miast? Jedynie słuszne Jelcze i tramwaje typu N/ND, 4N/4ND, 13N, 102N/Na z Konstalu. Jelcz (na licencji Karosa) - cud autobus w wielu wersjach (miejski, przegubowy, podmiejski, dalekobieżny, turystyczny, wersja „lux” - z wąskimi szybkami w dachu, etc.) - pieszczotliwie: parówa, ogórek, cygaro, mmm, łza się w oku kręci... Pamiętam jak dziś, że zawsze chciałem żeby tata usiadł na tym siedzeniu z przodu po prawej stronie silnika i wziął mnie na kolana. Ale tata nie chciał. Później się dowiedziałem dlaczego. Otóż kiedyś mój tata jechał ogórkiem i właśnie siedział na tym siedzeniu. Była zima, ślisko na jezdni. Zza stojącej ciężarówki jakaś baba wylazła na ulicę. Kierowca dał po hamulcach (komu wtedy się śniło o jakichś ABS-ach :-) i odbił w lewo. Oczywiście poślizg. Kontra i... wtedy z prawej strony, 10 m przed autobusem „wyrosła” latarnia. A mój tata podświadomie wykonał skok z tego siedzenia, przez silnik, za siedzenie kierowcy. Na szczęście autobus zatrzymał się na metr przed latarnią, nikomu nic się nie stało, a kierowca rzekł do taty: „ale pan ma refleks...” Często jeździliśmy tramwajem z Bródna na Koło, do mojej babci. Pamiętam, że była to linia nr 1 (tak jak dziś, tu znów ta sama refleksja - po prawie 30 latach trasa prawie ta sama). W W-wie chyba już wtedy nie było tramwajów typu N/4N. Za to na stołecznych ulicach rządziły wozy typu 13N (obłe kształty, kremowo-czerwone malowanie, pantograf typu kolejowego, osłonięte wózki - zainteresowanych odsyłam znowu do filmu „Nie lubię poniedziałku”). Wydaje mi się również, że chyba na linii 20 (na tzw. Bemowo, dziś Boernerowo - osiedla na Bemowie wtedy nie było a ul. Powstańców Śląskich to była płyta lotniska) chodziły jakieś wagony przegubowe, tak twierdzi też mój tata. Zaczęły się też pojawiać na tramwajach pantografy typu Stemmana (od przodu wygląda jak litera Y). No i pojawiły się w W-wie wagony serii 105N - czyli „kwadratowe”. Doskonale je pamiętam: małe szybki z przodu, brak wydzielonej kabiny motorniczego i gniazda sterowania wielokrotnego z przodu pomiędzy reflektorami a z tyłu w zamykanych klapkami zagłębieniach. No i dwa białe oraz jedno pomarańczowe światełko nad każdymi drzwiami (później likwidowane w zajezdniach przez jakichś racjonalizatorów i zaspawane - a tak mi się strasznie podobały :-). Wtedy też zacząłem zadawać dużo kłopotliwych pytań. Inne dzieci pytają: dlaczego sól jest słona? A ja do taty: jak motorniczy przestawia zwrotnicę, skoro nie wychodzi z tramwaju? No i tata (kolejarz, a znał się i na takich rzeczach?) pokazał mi „saneczki” z literką Z na sieci przed zwrotnicą i wytłumaczył, że jak pantograf tramwaju przetacza się „na luzie” przez to miejsce, to zwrotnica ustawia się na wprost (obojętne czy była tak, czy w bok) a jak przejeżdża „na gazie” (fachowo: z poborem prądu) to ustawia się w bok. Taki system sterowania był chyba najdłużej stosowany w W-wie a w innych miastach wcześnie zaczęto stosować jakieś elektroniczne ustrojstwa, fotokomórki, itp. Czy ktoś pamięta tzw. zimę stulecia (gdzieś koło roku 1978)? Bo mnie w szczególności wzrusza historia tamtego Sylwestra. Co prawda mieliśmy już wtedy w posiadaniu cud włoskiej myśli technicznej i wytwór rąk polskiego robotnika czyli PF126p. Ale ulice były tak zasypane śniegiem, że jeździć maluchem nie dawało rady. A na Sylwka zaprosili nas do Piastowa. No więc ok. godz. 15 udaliśmy się na przystanek autobusowy. Wtedy po W-wie jeździły już pierwsze Jelcze-Berliety seria PR100, czyli dwudrzwiówka. Czy ktoś to pamięta? Dwa prostokątne reflektory, oświetlenie z małych jarzeniówek, małe uchylne szybki w oknach, silnik z tyłu, podłoga opadająca do przodu, w przednich drzwiach jeden schodek, w tylnych dwa, no i nad drzwiami z przodu dwie lampki a z tyłu jedna (zapalające się w momencie otworzenia drzwi). Oczywiście drgające pudło, bo ta konstrukcja podobno nie nadawała się na polskie drogi. Słyszałem też, że podobno Berliety miały na początku automatyczną skrzynię biegów, ale polscy kierowcy nie chcieli jeździć takimi „dziwolągami”, przyzwyczajeni, że biegi trzeba wrzucać „gałą” i to jeszcze z „międzygazem” żeby nie chrobotało. Później pojawił się model PR110 czyli trzydrzwiowy. Wszystko jak w PR100, tylko inne lampy w środku, cztery okrągłe reflektory, no i bujające się w rytm jazdy „rączki” dla pasażerów. Stojąc z przodu nie sposób było ich sięgnąć, a z tyłu były tak blisko, że waliły po głowie. :-) No ale wróćmy do pamiętnego Sylwestra. Na przystanek podjechał PR100 linii 490. Tak, tak. Dzisiejsza 500-tka to kiedyś było 490 (Bródno - dw. Centralny), to były początki linii tzw. przyspieszonych w W-wie (podmiejskie miały wtedy numery na 200!). Dojechaliśmy po jakiejś godzince do Śródmieścia. Wbiegamy na peron - stoi EZT. Więc wchodzimy pospiesznie do środka. Dokąd ten pociąg? - pyta tata. Do Skierniewic (czyli nam po drodze) - odpowiada jakiś facet. Ale on tu już stoi na Śródmieściu ponad godzinę - dodaje po chwili. Lecz po chwili drzwi się zamknęły i pociąg ruszył. Ujechał jakieś 100 m w kierunku Zachodniego i stanął w tunelu. Stoimy i stoimy, minęła kolejna godzina. Tata poszedł do przodu, do mechanika. Po chwili wraca i mówi, że przed nami stoją jeszcze ze trzy EZT, i że najrozsądniej będzie wracać do domu. Więc piechotą przez tunel wróciliśmy na dw. Śródmieście. Po drodze zagadnąłem tatę o semafory w tunelu i tata wyjaśnił mi zasadę działania SBL. Przeszliśmy na Centralny. Wtedy też zapytałem taty, co oznaczają dwa światła na semaforze: białe i pomarańczowe. Wyjaśnił mi, że to powtarzacz i że stosuje się go, gdy nie widać semafora. Rzeczywiście, dopiero jak się wychyliłem z peronu to zobaczyłem semafor wyjazdowy za zakrętem (to był peron IV na Centralnym w kierunku Wschodniego). Z Centralnego do autobusu i już o godz. 21 byliśmy w domu, gdzie spokojnie spędziliśmy Sylwestra. A w Piastowie mieli niezły ubaw - siedzieli przy świeczkach, bo wyłączono prąd. :-) Z tamtych lat pamiętam również, że wiele razy byłem u taty w pracy, czyli na nastawni. Semafory były kształtowe, wszystkie urządzenia mechaniczne. W nastawni dźwignie do semaforów i tarcz (czerwone) oraz do zwrotnic, rygli i wykolejnic (niebieskie). Skrzynia zależności, aparat blokowy z induktorem na korbę i drążki przebiegowe, które mogłem przekładać. Podziwiałem też nastawniczych, którzy mieli niezłą krzepę w rękach, bo potrafili przekładać dwie dźwignie zwrotnicowe naraz! Pamiętam, jak kiedyś byłem przy ważnej operacji. Otóż mój tata wraz z kolegami instalowali na słupach semaforów kształtowych sygnały zastępcze. Były to duże prostopadłościenne metalowe skrzynie z dwoma komorami. Jedna miała być nieużywana, druga miała pokazywać światło białe (oczywiście dowiedziałem się wszystkiego o Sz). Nieco później, gdy pojawiły się semafory świetlne zapoznałem się z budową takiego semafora, tzn. że są tam dwie soczewki: bliższa żarówki jest rozczepiająca i kolorowa, a dalsza jest skupiająca i bezbarwna. No i że w komorze światła czerwonego dla bezpieczeństwa są dwie żarówki, jedna zasilana normalnie, a druga zmniejszonym napięciem, co by się wolniej zużywała i nie przepalała. Także wtedy zacząłem się zapoznawać z różnymi książkami mojego taty. Były wśród nich Przepisy Sygnalizacji E1, no i taka wielka kniga: Elektromechaniczne urządzenia bezpieczeństwa ruchu pociągów. Także już później nie były mi obce takie rzeczy jak napędy i zamknięcia zwrotnicowe, rygle, naprężacze, wykolejnice, urządzenia blokowe, zastawki, itp., itd. Z opowiadań mojego taty mogę wspomnieć o następujących aspektach tamtych lat: Na kolei dużo się działo. Wprowadzano do użytku nowe serie wagonów towarowych (głównie cztero- zamiast dwuosiowych), osobowych (nowe wagony dalekobieżne, bonanzy, sypialne, kuszetki a nawet restauracyjne), modernizowano i elektryfikowano szlaki kolejowe oraz stacje kolejowe (np. rozrządowe W-wa Odolany, Praga, czy słynny Lublin Tatary). Rosły przewozy, zarówno pasażerskie jak i towarowe. Tata często się śmieje, jak wspomina pierwsze nasze rodzinne wczasy w Jantarze (ja z nich nic nie pamiętam). Podobno jechaliśmy pociągiem do Gdańska w niemiłosiernym tłoku (tyle wtedy ludzi jeździło pociągami), tata oczywiście obwieszony dziesięcioma walizkami (ja nie wierzę, że tyle ich było. :-) Potem z Gdańska do Jantara podobno podróż odbyła się czym? Przyczepą. Tak, tak. Przyczepą klasy „ogórek” do PKS-u typu „ogórek”. Pamięta ktoś takie przyczepy? Przednia oś tej przyczepy miała koła kierowane dyszlem... To musiała być poezja, taka jazda takim sprzętem... Ile bym dał, żeby dziś się przejechać takim pojazdem. Pamiętam również podróż maluchem do Świnoujścia. Jechaliśmy przez Poznań, tam też nocowaliśmy u jakiejś cioci. Ponieważ ciocia mieszkała przy Ogrodach a tam jest pętla tramwajowa, miałem okazję się przyjrzeć poznańskim tramwajom. Były zielone (i są do dzisiaj). W Poznaniu były używane stare N-ki, przegubowe 102N i 102Na oraz pojawiały się 105-tki. Ale wróćmy do realiów tamtych lat. Tak więc dużo ludzi jeździło wtedy i kolejami, i PKS-em. Przewozy towarowe również przynosiły dochody PKP. Zwłaszcza nasze „czarne złoto” na eksport, siarka i ruda żelaza, i wiele, wiele innych towarów. Większość pociągów pasażerskich to były pociągi podmiejskie (głównie EZT) oraz zwykłe osobowe. Ponadto pociągi pospieszne i jakieś Ex-y. Nikt wtedy nie słyszał o IC czy EC tudzież inne hotelowych. Tata mi opowiadał, że bardzo ciekawie wyglądał pociąg pospieszny z W-wy do Olsztyna. Były to 3 (słownie: trzy) wagony motorowe SN61 (tak - Claytony!) sprzężone w trakcję potrójną! To musiał być pociąg... Może są jeszcze chociaż dwa Claytony gdzieś w polskich skansenach, czynne, żeby się dało je połączyć w taki retro-pośpiech? Wątpię w to jednak... Komu by się chciało coś takiego zorganizować... Tamte czasy już nie wrócą, niestety. A szkoda... Na tym bym zakończył tą część moich wspomnień, na me dzieciństwo MK, sielskie, anielskie...

 

Następne wspomnienia: Lata 80-te, część 1

 

Powrót na stronę główną