Lata 80-te, część 2
wspomnienia MK
Lata 80-te cz.2
Łeba
W tamtym okresie w Łebie byłem tylko jeden raz i właściwie nie w samej Łebie, tylko w niedalekim Nowęcinie. Ale codziennie jeździliśmy na plażę do Łeby, także przejeżdżaliśmy przez przejazd kolejowy w pobliżu stacji. I jedyne co dobrze pamiętam, to kiedyś musieliśmy poczekać aż przejedzie pociąg. I na czele tego pociągu były 2 (dwie !) stonki, czyli SM42 (lub SP42), obie działające i spięte przewodami sterowania wielokrotnego. Tak więc był to jedyny raz, gdy widziałem stonkę w trakcji podwójnej. :-) Z okolic pamiętam też to, że linia Garczegorze - Wejherowo była wtedy czynna, bo na przejeździe niedaleko Garczegorzy (gdzie odchodzą dwie linie: na Łebę i na Wejherowo) oba tory miały błyszczące szyny.
Gdańsk, Sopot, Gdynia, Władysławowo, Jastarnia, Jurata, Hel
Kocham Trójmiasto, kocham półwysep, kocham nasze morze - to jest moje motto. Z jednej strony za niepowtarzalny klimat, z drugiej za wspomnienia, również te o tematyce kolejowo - komunikacyjnej. Byłem tam tyle razy, że nawet nie pamiętam dokładnie ile. Na pewno pierwszy raz jeszcze przed 1980 rokiem, a potem już naprawdę trudno zliczyć. Na pewno 3 razy w OWW w Jastarni. Stołówka pośrodku, z jednej strony jeden rząd wagonów mieszkalnych, z drugiej strony dwa rzędy. Las za wagonami, kilka minut leśną dróżką, wydmy i szeroka plaża, właściwie tylko dla wczasowiczów - kolejarzy. :-) A z drugiej strony siatka i to, co tygrysy lubią najbardziej - tor kolejowy linii Władysławowo - Hel ze specjalnym peronem Jastarnia-Wczasy. :-) Doskonale pamiętam co wtedy jeździło po tej linii. Standardowy skład pociągu osobowego wyglądał tak: stonka (SM lub SP) + 3 wagony. A te wagony (poza nielicznymi wyjątkami) były takie: bonanza (czyli 2 klasa), przedziałowa jedynka (wagon starego typu, ściany boczne na końcach wgłębione, drzwi otwierane w całości na zewnątrz, przejścia z harmoniami podwieszonymi do takich fajnych prętów na ścianie szczytowej oraz sygnały końca pociągu w postaci górnych czerwonych światełek) i na końcu ryflak 2 klasy (również harmonie w przejściu, wgłębione ściany czołowe i dwie pary górnych światełek - białe i czerwone :-). Późniejsze ryflaki miały bowiem nadal harmonie w przejściach, ale już płaskie ściany czołowe i normalne czerwone światła - takie jak teraźniejsze wagony. Pamiętam także, że pociągi dalekobieżne jadące do Helu (między innymi był tam też Neptun) były prowadzone GAGARAMI !!! Tak, tak, ST44 jeździły wtedy na Hel i nikt się nie przejmował jakimś brakiem sprzęgów międzywózkowych! Ponadto ruch był na linii helskiej zdecydowanie większy, w pełni wykorzystywano wszystkie mijanki oraz na pewno jeździły tam towary (często w nocy dawał o sobie znać huk silnika Gagara i kilkunastu ładownych wagonów). Wagony towarowe niejednokrotnie stały na bocznicach w Helu i na bocznicowym torze stacji Jastarnia. A stację tą znam od podszewki. Otóż wtedy była tam sygnalizacja kształtowa. Semafory wyjazdowe z toru głównego były jednoramienne, a z toru dodatkowego dwuramienne. Przy semaforach wjazdowych były tarcze ostrzegawcze do tych wyjazdowych jednoramiennych, czyli dla przebiegu po torze głównym bez zatrzymania. Zwrotnice były - uwaga - nastawiane ręcznie, a ryglowane z nastawni. Tak więc przy mijaniu pociągów dwóch dziadków szło do zwrotnic, żeby je tam odpowiednio ustawiać, a trzeci siedział w nastawni, ryglował, zatwierdzał przebiegi i podawał semafory. Najeździłem się tam pociągami, najeździłem. Wtedy za granicą Juraty na drodze był szlaban i samochodem nie można było jechać do Helu, dlatego jeździło się pociągiem. Raz pamiętam był inny skład niż normalnie, tzn. dwie bonanzy i dwa wagony przedziałowe starego typu (jeden 2 kl. a drugi 1 kl.). Innym razem jeszcze ciekawsze zestawienie: do składu jakiegoś dalekobieżnego doczepiony skład osobowy, a wyglądało to tak: ST44 + 6 czy 7 wagonów + SM42 + 3 wagony (!!!). Naprawdę, jeden raz taki dziwoląg widziałem. Po drodze do Helu mijało się przystanek Jurata (z takim bocznym torem, na którym stały jakieś wagony socjalne) a następnie przystanek Hel-Bór, dostępny tylko dla wojska. Oczywiście odbywaliśmy też wycieczki w drugą stronę, czyli do Trójmiasta. Raz wybraliśmy się po śniadaniu. Pociąg osobowy był zapchany jak rzadko kiedy, w przedziale 2 klasy siedziało z 10 osób. No ale jakoś dojechaliśmy do Redy. Wtedy bowiem pociągi z Helu dojeżdżały tylko do Redy a dalej należało się przesiąść w SKM. Idąc tym peronem, gdzie zatrzymał się osobowy z Helu przypatrzyłem się lokomotywie - tym razem nie była to stonka, tylko... Fiat, tak jest - SU45. A jakże, Fiaty też wtedy jeździły na Hel! No ale my udaliśmy się na peron SKM. Z podróży tą kolejką pamiętam to, że w środku wyglądała nieco inaczej niż warszawskie EZT, a ponadto gdy mijaliśmy lokomotywownię Gdynia Cisowa, to zauważyłem, że oprócz zwykłych żółto-niebieskich EZT (a tylko takie znałem z Warszawy) stały tam jeszcze inne EZT (dziś wiem, że były to EW58). Dojechaliśmy do Gdyni. Tu standard zwiedzania: Skwer Kościuszki, a dla mojej mamy hala targowa i sklepy na głównej ulicy. Dalej kolej na Sopot. Ale do Sopotu nie pociągiem a czym? No czym? Oczywiście trolejbusem. Wtedy pierwszy raz jechałem takim autobusem z „patykami”. Nieśmiertelna linia 21 do Sopotu, nieśmiertelne trolejbusy PR110(zapewne E). Jechało się szybko, no parę razy jednak patyk spadł na jakiejś zwrotnicy, ale w sumie już wtedy wiedziałem, że trolejbusy to jest to. :-) Sopot. Klasyka. Ul. Boh. Monte Cassino i molo. A dalej powrót. Statkiem przez Zatokę do Jastarni. Bujało jak cholera. Mnie nic nie było, ale niektórzy mogli sobie obejrzeć to, co zjedli na śniadanie. :-((( Do portu w Jastarni dobiliśmy gdzieś za 5 osiemnasta i biegiem szosą do OWW, żeby zdążyć na kolacyjkę, bo tą wydawano jak wiadomo równo o osiemnastej...
I tak się kończy podróż po wybrzeżu. A teraz pora by zobaczyć co działo się w głębi naszego kraju, czyli posuwamy się na południe...
Wielbark
Gdy chodziłem do szkoły podstawowej, często jeździliśmy na grzyby. Nie wiem dlaczego, ale naszym ulubionym miejscem były właśnie okolice Wielbarku. Zawsze jesienią, gdy zaczynały się grzyby, robiliśmy kilka wypadów w tamte rejony. Konkretnie naszym celem była miejscowość Przezdzięk (nazywana przeze mnie Przedźwięk :-), kilka kilometrów od Wielbarka w stronę Nidzicy. Otóż znajduje się tam takie fajne rozgałęzienie linii w postaci wielkiego trójkąta z torów: jedna linia idzie do Nidzicy, druga przez Wielbark do Szczytna a trzecia do Ostrołęki. Zawsze jak jechaliśmy drogą to sobie obserwowałem tory, tam gdzie było je widać. A widać było m. in. semafory kształtowe, właśnie przy tych rozgałęzieniach. Gdy już byliśmy na miejscu, to oczywiście wszyscy zajęci byli szukaniem grzybów. Ja też, ale od czasu do czasu mogłem sobie pozwolić na obserwację toru kolejowego. Bo akurat naszym ulubionym miejscem był taki trójkąt lasu pomiędzy torem, drogą a zabudowaniami leśniczówki. Ruch na linii kolejowej Wielbark - Nidzica był spory, a najczęściej spotykanym pojazdem spalinowym był SN61 !!! Wielokrotnie widziałem tam składy zestawione z Claytona i jednego albo dwóch ryflaków. Tu mogę się mylić, ale wydaje mi się, że widziałem ryflaki pomalowane jak Clayton, czyli dopasowane do niego kolorystycznie. W każdym razie na sam dźwięk zbliżającego się SN-a (a był to fantastyczny odgłos tego silnika niosący się przez las) rzucałem koszyk z grzybami na ziemię i biegłem na skraj lasu, żeby zobaczyć to cudo mknące po stalowym torze. Wracając stamtąd do domu przejeżdżaliśmy przez Przasnysz, gdzie z okna samochodu mogłem sobie zawsze popatrzeć na stację kolejki wąskotorowej, a było na co: dużo wagonów wąskotorowych i specjalnych platform do przewozu normalnych wagonów po wąskich torach... A niedaleko Warszawy czasem udawało mi się ujrzeć EN57 stojący na ślepo kończącym się torze w Zegrzu Południowym...
Poznań
W tamtym okresie w stolicy Wielkopolski byłem tylko raz, na jakiejś szkolnej wycieczce. I pamiętam z niej tylko tyle, że tramwaje w Poznaniu są zielone :-), oraz że raz staliśmy autokarem przed jakimś przejazdem w okolicy Franowa. W każdym razie staliśmy długo, bo przejechały na zmianę trzy pociągi towarowe: jeden prowadzony jamnikiem a dwa prowadzone jakąś dziwną lokomotywą spalinową - wtedy oczywiście myślałem - dziwną. Bo jej przedtem nigdy wcześniej nie widziałem - a był to Rumun czyli ST43. I trudno się dziwić, gdyż w moich okolicach królowały Gagary.
Zakopane
To były czasy... Pracownicy PKP czasami urządzali sobie wycieczki po Polsce tzw. wagonami socjalnymi. Wagony te, różnej maści sypialno-leżalne, przyczepiano do pociągów dalekobieżnych, na końcu składu i można było jechać, wszędzie tam gdzie były tory. Raz zimą na taką wycieczkę, dwudniową (weekendową) zabrali mnie rodzice do Zakopanego. Wyruszyliśmy w piątek wieczorem, najpierw autobusem 169 do Wschodniego. Pociąg miał odjazd tuż przed godz. 23 a na dworcu byliśmy około 22, tak więc musieliśmy trochę posiedzieć. No ale w końcu udaliśmy się na peron, gdzie na końcu składu doczepiony był nasz „sozialwagen”. Był to wagon starego typu, harmonie na końcu (ale nieużywane, bo przejście było zamknięte na stałe), ściany boczne były obłe i blachy nisko między wózkami (jak dzisiejsze wagony Z1). Ogrzewanie oczywiście wodno-parowe, kocioł i sterta koksu w jednym przedsionku. A w przedziałach po 6 miejsc do spania: dolne łóżka - siedzenia kanap, środkowe łóżka - podniesione oparcia kanap, górne łóżka - takie szerokie drewniane półki, przykryte dwoma grubymi kocami i dawało się spać. :-) Każde środkowe łóżko było podwieszone na takich dwóch pasach przyczepionych do specjalnych uchwytów na suficie. Ponadto te pasy były przełożone przez zewnętrzną ramę górnych półek co zabezpieczało osobę śpiącą tamże przed upadkiem w razie np. gwałtownego hamowania pociągu. Jednocześnie pasy umożliwiały szybkie zsunięcie się na dół, jak po linie, co często robiłem, bo właśnie spałem na tym najwyższym poziomie. Pamiętam że w każdym przedziale na suficie były 2 okrągłe lampy sterowane dwoma dźwigienkowymi przełącznikami, które znajdowały się nad drzwiami. Bawiłem się tymi przełącznikami w kilku przedziałach i w każdym z nich inaczej te lampy się włączały. Pociąg jechał przez Radom, Kielce, Kraków i dalej zakopianką. Gdzieś w środku nocy w jakimś przedziale pękł grzejnik i zaczęła się lać gorąca woda, ale jakoś udało się opanować sytuację. Obudziłem się za Krakowem. Pierwszy raz jechałem takim pociągiem, co to kilka razy zmienia kierunek - i była to dla mnie wielka atrakcja. Ponadto przyklejony do szyby mogłem obserwować wijący się po zakrętach skład naszego pociągu, z ostatniego wagonu było to bardzo łatwe. Gdy dojechaliśmy nasz wagon został odstawiony na jeden z trzech takich krótkich torów bocznicowych, odgałęziających się zaraz przed peronami, na takim placu ładunkowym. Mieliśmy w planie wjazd na Kasprowy Wierch ale niestety wiał halny i kolejka nie kursowała. Także mogłem sobie ją tylko obejrzeć w postaci dolnej stacji w Kuźnicach. Obeszliśmy Zakopane i wróciliśmy na stację. Patrzymy - nie ma naszego wagonu. Na szczęście nie zniknął, tylko został przestawiony na tor przy samym budynku stacyjnym. I zresztą lepiej, bo mieliśmy bliżej do WC (jak wiadomo „wo wriemia stojanki pojezda nielzia polzowatsia tualietom” :-))). A następnego dnia wjechaliśmy na Gubałówkę. Pierwszy raz jechałem takim wagonem po szynach ale na linie :-), były to wtedy te stare oliwkowo-zielone wagony (jeden gdzieś stoi jako eksponat, ale nie wiem gdzie). Z drogi powrotnej niewiele pamiętam, bo spałem jak zabity, zmęczony po tylu wrażeniach a obudziłem się tuż przed Warszawą...
Wisła
Bodajże na następny rok zaliczyliśmy podobną wycieczkę, tym razem do Wisły. Również wyruszyliśmy wieczorem. Tym razem jednak wycieczka była bardziej kameralna, jechało mniej osób, głównie bliscy znajomi rodziców, no a do dyspozycji mieliśmy specjalny wagon - taką niby salonkę. Wagon był już bardziej współczesny. W jednym miejscu nie było pomiędzy dwoma przedziałami ściany i w ten sposób stworzony był taki salon. Na środku stół, parę krzeseł i dwie normalne kanapy na dwóch ścianach. W jednym przedziale była urządzona kuchnia, a pozostałe były normalnymi przedziałami sypialnymi. Jak tylko ruszyliśmy ze Wschodniego, poszedłem sobie na koniec wagonu i patrzyłem przez końcowe drzwi w tył. Fajnie wyglądały uciekające szybko szyny i podkłady... Potem oczywiście sen i pobudka gdzieś koło Bielska. Dojechaliśmy do Wisły Głębce. Tam nas odstawiono na jakiś boczny tor. Manewry naszym wagonem wykonywała lokomotywa EU07, tak więc mogłem ją (a właściwie jej ścianę czołową) z bliska pooglądać z wnętrza wagonu. Jakiś facet powiedział wtedy, że manewrów nie powinno się wykonywać lokomotywą elektryczną, tylko spalinową, no ale takowej w Wiśle Głębce akurat nie było. Pierwszego dnia poszliśmy na spacer w dół Wisły. Dotarliśmy do centrum, byliśmy też na stacji Wisła Uzdrowisko. Chcieliśmy wracać na górę pociągiem, ale bardziej pasował nam jakiś PKS. I wtedy miałem okazję przejechać się PKS-owym ogórkiem, ale niewiele z tego pamiętam. Drugiego dnia PKS-em pojechaliśmy do Ustronia. A po obiedzie w jakiejś fajnej restauracji wracaliśmy z Ustronia Polany do Wisły Głębce pociągiem. Pamiętam tylko tyle, że był to EZT starszej generacji, bo w wagonie silnikowym były szafy z aparaturą WN...
Kraków
Gdy kończyłem szkołę podstawową w 1988 roku, w maju pojechaliśmy na klasową wycieczkę do Krakowa. Podróż odbyliśmy chyba Ex-em Tatry, a z przodu była EP05. W Krakowie pierwsze co przykuło moją uwagę to były tramwaje. Oczywiście nie ich kolor (niebieski) ale wagony starego typu czyli 4N/4ND oraz przegubowce 102N, bo takich w Warszawie (już) nie było. Marzyłem o tym, by pojechać N-ką lub przegubowcem. Po mieście poruszaliśmy się komunikacją miejską, ale niestety nie dane mi było przejechać chociaż jednym z tych typów wagonów, gdyż - co ciekawe - obsługiwały one określone linie a na innych się nie pojawiały. A my akurat jeździliśmy takimi trasami, gdzie jeździły same 105N. Ale mogłem sobie przynajmniej obserwować wszystkie tramwajowe szczegóły. Po pierwsze: krakowskie tramwaje jeździły na podniesionym tylko pierwszym patyku (lub pociągi 3-wagonowe na pierwszym i drugim), a pomiędzy wagonami wisiał kabel WN. Z takim rozwiązaniem spotkałem się wtedy po raz pierwszy. Po drugie: super wyglądał stojący gdzieś na jakiejś pętli skład 2x102N (pierwszy patyk podniesiony i kabel WN do drugiego wagonu) - niezły jamnik. :-) Po trzecie: niesamowicie wyglądały składy 4N+4ND+4ND, do dziś żałuję, że nie pojechałem takim czymś choćby jeden przystanek. :-(((
Warszawa z tamtych lat
Wspomnę jeszcze o tym, co działo się w komunikacji miejskiej. Otóż na torach królowały 13N i 105N/Na. Na niektórych liniach, np. 4 czy 36 jeździły składy 3-wagonowe (oczywiście wszystkie patyki podniesione). Zawsze mnie ciekawiło, czy łatwo jest prowadzić taki skład, a zwłaszcza przejeżdżać przez skrzyżowania. Na ulicach tymczasem jeździły resztki PR110 i pojawiły się wspaniałe Ikarusy 280 (później także 260). Bardzo lubiłem jeździć Berlietami (te fajne uchwyty dla pasażerów kiwające się w rytm jazdy) ale jeszcze bardziej polubiłem jazdę Ikarusami. Zwłaszcza na przednich prawych siedzeniach, bo można było obserwować pracę kierowcy. Bardzo podobały mi się zwłaszcza guziczki do otwierania i zamykania drzwi (jedne zielone, drugie czerwone). No i oczywiście dźwignia zmiany biegów, która zawsze miała za duży luz, dlatego podziwiałem kierowców, że zawsze trafiali we właściwe przełożenie. Gdy zacząłem jeździć do liceum (a był to Władysław IV przy Jagiellońskiej), linią 169 (czasem 120) to tak dobrze poznałem wszystkie autobusy kursujące na tej trasie, że prawie rozpoznawałem po zapachu, który to nr boczny :-))) Po latach jazdy zaobserwowałem, że Ikarusy nie są wszystkie takie same, każdy był inny, różniły się czasem drobnostkami, a czasem czymś „grubszym”. A to przyciskami, a to lampami przy drzwiach, a to poręczami, a to drzwiami od kabiny kierowcy. Kierowcy zresztą też się różnili, głównie sposobem prowadzenia pojazdu. Jedni ruszali z jedynki, inni z dwójki, jedni jeździli szybko i dynamicznie, drudzy flegmatycznie i z międzygazem pomiędzy przełożeniami. Pierwsze Ikarusy nie miały wydzielonej kabiny kierowcy, a następne już tak. Potem zaczęły się pojawiać nowsze modele Ikarusów, wreszcie inne marki autobusów, ale to już temat na wspomnienia z lat 90-tych...
Poprzednie wspomnienia: Lata 80-te, część 1
Następne wspomnienia: Lata 90-te