XXI wiek, część 1

relacje MK

 

Łeba, Jastarnia, Hel i okolice 2001

 

Pojechałem sobie na ostatni tydzień sierpnia do Łeby. Z W-wy jechałem przez Sierpc, Wąbrzeźno, Grudziądz, Kościerzynę, Lębork. I oto kilka rzeczy zauważonych po drodze: Linia Nasielsk - Płońsk - Sierpc - Toruń chyba jeszcze czynna, bo tory „nosiły” ślady używania, ale nie widziałem żadnego pociągu. Chyba gorzej wygląda linia Sierpc - Rypin - Brodnica, wydaje mi się, że już zardzewiała. Stacja w Golubiu-Dobrzyniu czasy świetności ma już za sobą. Semafory kształtowe jeszcze stoją, ale pociągi jeżdżą po jednym torze, pozostałe tory zardzewiałe. W Wąbrzeźnie jest fajna bocznica, która przy szosie biegnie od stacji (stacja jest oddalona 3 km od miasta) do jakiegoś zakładu w centrum miasta. Fajnie wygląda kilkadziesiąt niskich wskaźników nakazujących ostrzeżenie przez przejazdem drogowym, bo tor przecina wiele dojazdów z szosy do posesji. Bocznicą sunęła sobie stonka z fajnym numerem SM42-1111 (raz, dwa, trzy - moje szczęście, i to poczwórne, była kiedyś taka zabawa :-))) ciągnąca dwie cysterny. Dalej w Grudziądzu zauważyłem ciekawy tramwaj, przegubowy, dwukierunkowy (jestem ciekaw, co to za typ?). W drugą stronę jechał podobny, tylko jednokierunkowy. Ruch kolejowy niewielki, mostem przez Wisłę jechał sobie jakiś Fiat z Bip-ą. Dalej Warlubie i Zblewo - obie magistrale dwutorowe jeszcze dobrze prosperują. Podobnie tory Bąk - Kościerzyna i Kościerzyna - Lipusz w dobrym stanie. A w okolicach Lęborka już trochę gorzej. Linia Lębork - Cewice już mocno zarośnięta krzakami. Z Lęborka do Łeby jeszcze idzie dojechać do Łeby by PKP. W sezonie kursuje kilka par pociągów, gorzej poza sezonem - tylko ok. godz. 7 i 15. Widać linia tylko w sezonie cieszy się popularnością (na stacji w Łebie zawsze widziałem sporo turystów czekających na pociąg). Poza sezonem to chyba tylko po to są te 2 pociągi, żeby nie było pretekstu do zamknięcia tej linii. Na linii parę mijanek z kształtówkami (jedne nieczynne, np. Steknica, wg Hafasa Stęknica - co za bzdura, inne czasem używane, np. Garczegorze). Raz widziałem w Garczegorzach stonkę z Bip-ą w kierunku Łeby czekającą na jakiś skład z Łeby, semafor wjazdowy od strony tejże był podany na Sr2. Składy to głównie (w sezonie przynajmniej) stonki z Bip-ami. Jednego dnia w okolicach Steknicy widziałem o 18.15 skład Łeba - Katowice z SP42-161 na czele. Z Łeby zrobiłem sobie mały wypad do „Dziadka” HelAnd’a, czyli na półwysep helski. Po drodze dwie linie. Pierwsza: Garczegorze - Choczewo - Wejherowo totalnie zniszczona, zarośnięta krzakami, tragedia. Od Garczegorzy wychodzą dwa tory. Przez kawałek idą razem. Jeden do Łeby (czynny), drugi do Choczewa (zardzewiały, chyba częściowo nawet rozebrany (albo rozkradziony?). Stoją też dwa wjazdowe kształtowe, ten z Łeby oczywiście czynny (i ma tarczę ostrzegawczą świetlną), o czym już wspominałem, a ten z Choczewa unieważniony. Druga linia Krokowa - Swarzewo, tory zardzewiałe, ale jeszcze nie w tak opłakanym stanie, jak ta poprzednia. No i wreszcie jestem na półwyspie. Najpierw skoczyłem na sam „cypel”, czyli do Helu. HelAnd ma rację - z trzech stron morze (dobrze to widać z latarni morskiej :-))). Na stacji w Helu nawet sporo się działo ok. 12.30. Na postojowych stały sobie jakieś 3 czy 4 składy. I do tego dwa polsaty: SU42-xxx i SU42-533. W peronie stał skład bonanz i przy nim kręciła się SM42-1033. Jak wracałem ok. 15.30 to nie było już stonki i jednego polsata. Przy peronie stał sobie Ex Jantar (ale wtedy nie zauważyłem ile ma wagonów) i doczepiała się suka SU46-045. Ja sobie pojechałem do Juraty (nic ciekawego, tylko rzeczywiście na stacji nie ma już tych HelAnd’owych zwrotnic i bocznych torów) no i do Jastarni. Tu sobie stanąłem na zakręcie przed wjazdem na stację od strony Helu. Po kilku minutach, o 16.30 słychać trąbkę i zza zakrętu wyłoniła się suka.  Skład: SU46-045 + 2,2,2,1,Wars,1,2,2,2 - 9 wagonów, ledwo się to zmieściło w peronie stacji Jastarnia. W drodze powrotnej udało mi się Ex-a dogonić we Władku, gdy wtaczał się na stację. Zahaczyłem także o Lębork. Nic ciekawego na stacji się nie działo. Za to miłośników komunikacji miejskiej informuję, że po mieście jeżdżą stare Autosany w wersji miejskiej (takie z harmonijkowymi drzwiami) oraz bardzo nowe Autosany A1010M, takie żółte (ciekawostką jest to, że szyba przedniego skrzydła przednich drzwi jest ogrzewana - jak w samochodach - żeby kierowca miał dobrą widoczność, gdy mu zaparuje. :-)))

 

Kłodzko i okolice 2001

 

Jako doktorant PW miałem czasem przyjemność uczestniczenia w tzw. konferencjach naukowych. W roku 2000 byłem na takiej jednej w Lądku-Zdrój. Z Wa-wy pojechałem tam pociągiem (wtedy z przesiadką w Kłodzku), z powrotem z dwoma przesiadkami (w Kłodzku i Wrocławiu). Ale wtedy siedziałem na miejscu i właściwie zrobiłem tylko jedno zdjęcie - stację Lądek-Stójków. Ponieważ w roku 2001 też miała być konferencja w Lądku-Zdrój postanowiłem jechać samochodem, żeby mieć większy luz (i delegacja bardziej się opłaca :-), no i oczywiście z mocnym postanowieniem MK, żeby obejrzeć to i owo w tamtych rejonach. Swoją wyprawę rozpocząłem 23.09, oczywiście zajeżdżając po drodze na dw. Zachodni. Byłem tam koło 10:00, loki już stały przy peronie. Sfociłem sobie czecha i sputnika. Wszedłem do kilku loków, obejrzałem „wnętrzności”, kabiny, no i pogadałem z mechanikami o przyszłości PKP. Wszyscy, jak jeden mąż twierdzili, że co prawda im narzekać nie wolno, ale jaki jest burdel na PKP, i jakie złodziejstwo - każdy widzi. Jeden nawet powiedział, że on p....li wszystkich i po raz pierwszy w życiu nie idzie głosować. Konkluzja była taka: EU11 - cholera tylko wie, czy będzie to cudo u nas jeździło, a w XXI wiek wjechaliśmy lokami z lat 60-tych. Czyli mamy w trzecim tysiącleciu 3 x 1000: 1000 byków, 1000 kibli i 1000 stonek. Jest czym jeździć. :-))) Z Zachodniego udałem się w drogę. Najpierw katowicką do Piotrkowa, gdzie odbiłem na Bełchatów. Za Bełchatowem w miejscowości Rusiec droga przecina magistralę węglową. Z daleka widzę - migają światła. Więc specjalnie zwalniam, czekam aż zapory opadną, bo chcę zobaczyć, co będzie jechać (niestety aparat miałem gdzieś głęboko). I wyłonił się Rus ET42-001 (co za piękny numer!) ze sznurem węglarek podążający na południe po czarne złoto. A więc Rus w Ruścu. Notabene stoi tam tabliczka ze zmianą prędkości szlakowej z 70 na 100. Potem pojechałem do Wrocławia, a stamtąd na Strzelin. Linia Strzelin - Wiązów pięknie zarośnięta krzakami. Podobnie linia Henryków - Ząbkowice Śl. - widziałem tam drzewo z korzeniami wpieprzone na tor (!). Dalej przez Ziębice, Paczków i Złoty Stok dotarłem do Lądka. Pierwszą rundkę odbyłem 24.09. Najpierw zawitałem do Stronia Śl. Na stacji stał sobie skład do Krakowa: 2,2,1. Objeżdżał go polsat SU42-530. Sfociłem, gdy doczepił się do składu. Potem przez góry, serpentyny i przełęcze pojechałem do Bystrzycy Kł. a następnie do Międzylesia. Tam przy peronie stał sobie jakiś skład: Bipa+coś tam z anglikiem na czele, oczywiście sfociłem. Z Międzylesia znów przez góry i serpentyny dotarłem do Dusznik. A tam na stacji sfociłem SU42-530 (ta sama, co w Stroniu), tym razem ze składem z Wa-wy do Kudowy. Wracając zahaczyłem o Kłodzko Gł. gdzie nic ciekawego się nie działo o tej porze, sfociłem tylko z daleka jakąś manewrującą stonkę. Gdy już wracałem do Lądka, to dostrzegłem SP32-098+1,2,2 jadącą w kierunku Kłodzka. Kolejnego dnia, 25.09 postanowiłem zwiedzić okolice Ścinawki. Najpierw pojechałem do Nowej Rudy. Po drodze przeciąłem linię Ścinawka - N. Ruda Słupiec. Linia jeszcze funkcjonuje, widać było jakiś skład węglarek na stacji Słupiec. W samej N. Rudzie na stacji nic się nie działo, więc pojechałem dalej. Linia Ścinawka - Tłumaczów mocno zardzewiała. Podobnie linia do Radkowa. W Radkowie na stacji można uczyć się botaniki - same krzaki. Sfociłem więc ku pamięci budynek stacji w Radkowie. W drodze powrotnej zajechałem na stację w Ścinawce, ale nic się ciekawego tam nie działo. Środę 26.09 spędziłem w Lądku udzielając się konferencyjnie. :-) Prawdziwą ucztę dla MK zaplanowałem sobie na czwartek 27.09. Mianowicie wybrałem się na przejażdżkę koleją po linii Kłodzko - Wałbrzych, czyli jednej z najpiękniejszych linii na sieci PKP. :-) Plan miałem następujący: z Lądka 11:17 do Kłodzka, potem 13:25 do Wałbrzycha, powrót 15:53 i PKS z Kłodzka do Lądka 17:50, bo chciałem być na oficjalnej konferencyjnej kolacji o 19:30. Z Lądka do Kłodzka zapodałem sobie first class. Skład (do Wa-wy) 1,2,2 ciągnęła SP32-098. Wysiadłem w Kłodzku-Mieście, sprawdziłem rozkłady PKS i udałem się przez miasto do Kłodzka Gł. Tam na stacji stały sobie solo SP32-026, byk ET22-037 a manewry z bruttem uprawiała stonka SM42-647. Jakiś inny byk stał z bruttem w kierunku Kamieńca i czekał na wolną drogę. Na torach postojowych stała sobie jajecznica, którą sfociłem. W międzyczasie wtoczył się już znany polsat 530 z pociągiem z Kudowy. O 12:43 przyjechał byk ET22-1132 z pociągiem Kraków - Stronie Śl. Odczepił się od składu a jego miejsce zajęła SP32-026. Koło 13:05 przyjechał jakiś anglik z Bipą z Wrocławia. Ja tymczasem zająłem miejsce w składzie SP32-075+2,2 (przedziałowe) do Wałbrzycha. Zapełnienie 10%. Punktualnie o 13:25 kierpoć wrzasnął w stronę loka: „panie majster - jedziemy” i ruszyliśmy. Ciekawe, czy „majster” to lokalne określenie mechanika? Linia początkowo dwutorowa, podkłady betonowe a szlakowa 40 km/h. Snujemy się jak cholera, ale widoki boskie dookoła, więc focę. Po drodze stacja Gorzuchów Kł. - zwrotnice zamknięte, semafory świetlne unieważnione. Dojeżdżamy do Ścinawki. Sygnalizacja świetlna czynna. Na stacji stoi sznur wagonów z tłuczniem. Czyżby szykowały się jakieś roboty torowe? Ruszamy dalej, szlakowa wzrasta do 80. Po lewej widać jakieś dwie zardzewiałe kupy złomu przypominające parowozy i tory do Tłumaczowa i Radkowa, oczywiście zardzewiałe. Dymamy do N. Rudy, focę widoki dookoła. Po drodze mija nas skład jadący w przeciwną stronę: rumun ST43-xxx+2 węglarki - niezłe brutto. :-) Dojeżdżamy do N. Rudy - sygnalizacja kształtowa. No a dalej linia robi się jednotorowa. I tu się dopiero zaczęło: latam jak głupi od jednego do drugiego okna i focę jak cholera. Co? Oczywiście wszystkie wiadukty i mosty. Niezły klimat - zwłaszcza te ślady po drugim torze, widoki rzeczywiście fantastyczne. Po łukach snujemy się niemiłosiernie. Prędkość szlakowa 70, ale na każdym wiadukcie ograniczenie (chyba specjalnie dla MK, żeby mogli focić do woli :-). W Ludwikowicach znowu pojawia się drugi tor. Dymamy dalej. Mija nas os. w przeciwną stronę: SP32-xxx+2,2. Mechanicy pozdrawiają się solidnie. Między Świerkami a Bartnicą pierwszy tunel (oczywiście są tam 2 tunele jednotorowe). Focę wszystko dookoła. W Głuszycy znowu jeden tor. Po drugim pozostało wspomnienie i rosnące krzaki. Jedlina-Zdrój. Parę torów - jeden czynny, reszta zardzewiała. Następny tunel. (jeden czynny, drugi niestety nie). Jedlina Górna - przystanek z jednym peronem, my na jednym torze, drugi porośnięty bujną roślinnością. Ostatni tunel (oczywiście z dwóch dziur czynna tylko jedna), piękne widoki, które focę i już się wtaczamy do Wałbrzycha Gł. Wysiadam z wagonu i co? Z daleka widzę szopę i stado sputników rdzewiejących na bocznym torze. Lecę z wywieszonym językiem w stronę szopy i focę bez opamiętania. W szopie parę SM42, SP32 i innych loków. Właśnie na obrotnicę wtacza się prosto z jednego stanowiska SP32-123. Ktoś do mnie coś wrzeszczy a propos fotografowania, ale nie wiem kto (z nastawni, mech, a może facio z obrotnicy) ale jestem tak zaaferowany, że nie słucham o co chodzi. Lok na obrotnicy się obraca a potem wyjeżdża z terenu szopy (potem się okazało, że to był lok do pociągu, którym wracałem). Na bocznym torze sfociłem sputniki w stanie rozkładu: ET21-366, 408, 418, 544, 588, 605, 606, 623, 628, 640, 644. Na towarówce stoją jakieś brutta i solo jamnik ET41-058. Przy peronie stoją 2 bonanzy i trochę dalej solo SP32-069. Mój pociąg z Kłodzka (SP32-075+2,2) będzie jechał dalej do Lubawki, więc sobie czeka. O 14:55 wtacza się posp. „Szklarka” do Bydgoszczy: EU07-527+1,1,2,2,2,2. Na wyjazdowym ma Sz. Potem os. do Raciborza: EU07-460+BD,1,1,Bdhpu,Bdhpu,2 również wyjeżdża na Sz. O 15:21 os. Wrocław - Jel. Góra: EU07-112+2,2,2,1,2,bonanza,2. Potem o 15:32 os. do Mezimesti: SP32-097+2,2. O 15:47 miał być pośpiech z Wa-wy, ale go nie ma. Przejechał jamnik solo ET41-144. Do 2 bonanz doczepiła się SP32-123 (czyli ta z obrotnicy). I nagle jak grom z jasnego nieba pada zapowiedź: „w dniu dzisiejszym poc. os. do Kłodzka odjedzie z 40 min. op.” Czyli na dzień dobry +40. W myślach kalkuluję: PKS z Kłodzka do Lądka będę miał nie o 17:50 a o 18:30, więc może zdążę na uroczystą kolację. :-) No ale nic. Ludzie w bonanzach (ok. 20 osób) przyjęli zapowiedź +40 jakby nigdy nic (bo następny poc. do Kłodzka dopiero wieczorem ok. 20:05). Mech w SP32-123 przeciąga się. Ja wylazłem na peron. Pojawia się posp. Wrocław - Praga: helmut ET22-516+1,2,2,2 (skład CD). Helmut odjeżdża w kierunku szopy a jego miejsce zajmuje SP32-069, która wcześniej stała na tym samym torze, co moje bonanzy. O 16:05 odjeżdża skład do Lubawki (ten mój z Kłodzka), a o 16:28 posp. do Pragi. A my stoimy i czekamy cholera wie na co. Tymczasem facio z młotkiem postukał po kołach naszych wagonów i podszedł do okna bonanzy. Z okna wychylił się jakiś jego znajomy - też kolejarz (z rozmowy wynikało, że jedzie po służbie do domu). Po chwili do rozmowy dołączyła młoda kobieta w kolejarskim mundurze, która przyszła od strony dworca. Okazało się, że: posp. z Wa-wy do Jel. G. jest opóźniony. I dyżurny wstrzymał poc. do Kłodzka, bo z tego posp. będzie 10 (dziesięć !) osób się przesiadać. No więc czekamy na Warszawkę. Wreszcie się wtacza: EU07-011+2,2,2,1,Wars,1,2,2,1. I co się stało? Wysiadła z niego 1 babcia (słownie: jedna) z walizkami i poszła w kierunku dworca!!!!!!!! SZLAG mnie trafił i nóż mi się w kieszeni otworzył. Wskoczyłem do bonanzy, bo na semaforze było już zielone dla nas, a kierpoć wrzasnął swoje „panie majster, odjazd”. Do kolejarza w bonanzie powiedziałem to, co w takiej sytuacji można powiedzieć: jak tak kolej będzie funkcjonować, to długo nie pojeździ. A on się uśmiechnął i rzekł: mamy taki burdel, że już w tym wszystkim nikt nie może się połapać... W drodze powrotnej pofociłem wjazdy do tuneli. W Ludwikowicach minęliśmy skład jadący do Wałbrzycha: SP32-073+2,2. W Kłodzku zdążyłem na PKS o 18:30 do Lądka i już wieczorem na uroczystej kolacji piłem szampana. Ale bynajmniej nie był to toast na cześć PKP... A w piątek 28.09 w drogę powrotną do Wa-wy. Najpierw zajrzałem do Złotego Stoku. Stacja zarośnięta, podobnie jak Radków. No i oczywiście zajechałem do słynnego Kamieńca. Samochód postawiłem na uboczu i jak wariat pobiegłem focić. Najpierw kilka rzędów zardzewiałych rumunów: ST43-161, 162, 167, 230, 234, 262, 286, 288, 297, 299, 308, 315. Następnie zauważyłem w szopie (i sfociłem of course) następujące loki: SU42-537, SM42-063, 109, 234, 871, 879, SP32-025, 032, SU46-008, 034, 053 i ST43-94, 108 (ta właśnie wyjeżdżała z szopy po jakieś brutto), 140, 244, 246, 303, 305, 377. Na koniec zauważyłem jeszcze na terenie stacji dwa byki solo ET22-941 i 1004 (który jeździł w te i we w te, bez widocznego celu). Po drodze do Wrocławia stwierdziłem jeszcze znaczne zarośnięcie krzakami linii Ząbkowice Śl. - Henryków oraz nieco mniejsze linii Ząbkowice Śl. - Niemcza - Kobierzyce. We Wrocławiu udało mi się na zakończenie sfocić wjeżdżający skład EU07-527+2,Bipa,1 do Jel. Góry.

 

Podróż świąteczna 2001

 

Na święta oraz Sylwka koleżanka mieszkająca niedaleko Suchej Beskidzkiej zaprosiła mnie do siebie. W sumie dobry pomysł, bo właściwie to nigdy nie byłem w górach w okresie świątecznym. A że zimę mamy tym razem piękną, więc z przyjemnością przyjąłem propozycję. Oczywiście na początku miałem pewien dylemat - czy jechać samochodem, czy wybrać nasze wspaniałe PKP. Ale jako MK wybrałem to drugie, licząc na to, że po drodze spotkają mnie jakieś niespodzianki, no bo przecież to święta. No i oczywiście nie byłem pewien, czy aby drogowcy sobie na południu radzą z takimi opadami. Żeby wyszło nieco taniej w tamtą stronę postanowiłem jechać przez Radom, Kielce i Kraków do Suchej Beskidzkiej. Jak pomyślałem tak zrobiłem. W drugi dzień świąt 26.12 pojawiłem się o 8:30 na Wschodnim. Zakupiłem bilet na pośpieszny i poszedłem na peron. Po chwili wtoczył się „Staszic” czyli kibel deLuxe 1916+1915. Zająłem miejsce po lewej w kierunku jazdy, co by obserwować szlak. Ze Wschodniego ruszyliśmy o 8:57 czyli +2. Na Centralnym dosiadło się trochę ludzi, ale zapełnienie i tak nie przekraczało 30%. W kiblu deLuxe są oczywiście niby miękkie siedzenia, ale doopsko i tak odpada po parudziesięciu kilometrach. No ale nic, jedziemy. Za Zachodnim odbijamy na szlak radomski. Muszę powiedzieć, że dawno tamtędy nie jechałem, więc pilnie obserwuję wszystko po drodze. Pierwsza bzdura pojawia się już za Zachodnim. Jest to zarośnięta i częściowo rozebrana łącznica, która wychodzi tuż przy lokomotywowni, potem przechodzi nad torem podmiejskim (biegnącym w kierunku Zachodniego), następnie pod jakimś szkieletem betonowego tunelu (który cholera wie po co stoi pośrodku pola), a na końcu łączy się z dwoma torami szlakowymi. Jedziemy sobie dalej. Pod Jerozolimskimi ograniczenie, chyba po to, żeby od prędkości wiadukt nie zwalił się na łeb. Potem długi łuk w prawo. Jesteśmy na Okęciu. Puchy, nic się nie dzieje. Tylko na bocznym torze stoi sobie jakiś byk ze sznurem cystern z napisem PetroLOT - widać dowieźli paliwko dla naszego powietrznego przewoźnika (którego kocha minister Pol). Dalej jedziemy sobie przez pola, mijamy bocznicę z estakadą do rozładunku grawitacyjnego, ale tam też pustki. Pomiędzy Dawidami a Nową Iwiczną parę przejazdów, gdzie kibel zwalnia do 20, a potem znowu się rozpędza wspaniałomyślnie „oddając” nadmiar energii w postaci ciepła z oporów rozruchowych. Mijamy Piaseczno. Gdzieś w okolicach Zalesia Górnego widzę przy niewłaściwym najpierw na jednym słupie W8 z cyfrą 5, na następnym słupie z cyfrą 6. Ki diabeł? - myślę. Ale po chwili się wyjaśnia. Najpierw na odcinku ok. 200 m obowiązuje jedno ograniczenie, potem jest koniec i jednocześnie początek drugiego ograniczenia, czyli dwa wskaźniki W9 - jeden z kątem do dołu, drugi nad nim z kątem w górę. Kawałek dalej historia się powtarza tyle że na pierwszym W8 jest cyfra 3 a na drugim 6. Dojeżdżamy do Czachówka. Klasyczne, można rzec, skrzyżowanie dwupoziomowe, z łącznicami we wszystkich kierunkach. No i fajne przystanki - Czachówek Górny, Środkowy, Południowy. W Południowym jakiś peron z boku, ze ślepo kończącymi się torami, chyba dawno nieużywanymi. Potem stan torów pogarsza się tak, że kiblem rzuca jak cholera. Dojeżdżamy do Warki. Chwila postoju. Ruszamy dalej planowo o 10:03, oczywiście linia robi się jednotorowa. Wokół sennie, zimowy krajobraz. W Strzyżynie mijamy kibla stojącego na bocznym torze. Dobieszyn - boczny tor zasypany śniegiem wygląda na mało używany. Przed Radomiem po lewej stronie pojawia się drugi tor. Jest to niby taka bocznica, ale stoją przy niej betonowe słupy trakcyjne, tylko trakcji na nich nie ma. Potem tor ten odchodzi w bok i łączy się z torami szlaku na Dęblin, tor główny dochodzi do tego szlaku nieco dalej. Jesteśmy w Radomiu. Mała wymiana pasażerów i planowo, o 10:49 ruszamy dalej. Gdzieś za Radomiem powtarza się historia z dwoma W8 na niewłaściwym, tym razem ograniczenie do 50 i 60. Potem zaczynają się zakręty. W Szydłowcu krótki postój, odjeżdżamy planowo o 11:16. Za Lipowym Polem, przed Skarżyskiem duża stacja rozrządowa. Ruch niewielki, jakieś wagony, parę stonek i innych loków. Z brzegu powoli jadąca Tamara SM48-002. Dojeżdżamy do Skarżyska. Po lewej stronie na bocznym torze stoi sobie sznureczek Bip. Najpierw Bipa zielona poczwórna ze skośnym dachem. Za nią Bipa zielona poczwórna z dachem prostym. A na końcu jajecznica, ale jaka? POTRÓJNA. I żeby mi nikt potem nie gadał, że nie ma potrójnych Bip, chciałem sfocić, lecz z naprzeciwka nadjechał jakiś pośpiech i zasłonił mi widok zatrzymując się przy peronie. Ruszamy o 11:28 czyli punktualnie. Po lewej szopa. Widać parę loków, w tym Gagar 360. Jedziemy sobie ładnie, dookoła coraz fajniejsze krajobrazy, no i coraz bardziej biało, niezła ta zima. Po drodze jeszcze Suchedniów (11:35) i w Kielcach meldujemy się o 12:01, czyli mamy -3. No tak to dawno nie jechałem - punktualnie, a nawet przed czasem. Wysiadam na peron pierwszy i przechodzę na trzeci, gdzie grzecznie sobie czeka „Kielczanin” do Krakowa. Z przodu EU07-331, a na haku 2,2,1,2,2,2. W środku puchy, kilka osób. Wypatruję wagonu z przedziałami po lewej w kierunku jazdy, no i pasuje mi ostatni. Siadam sobie w przedziale sam. Luz jednym słowem. Przejeżdża obok jamnik ET41-065 ze sznurem ruskich (lub tym podobnych, bo mających samoczynne sprzęgi) węglarek. Ruszamy punktualnie o 12:15. Wolica - krótki postój (12:31). Potem parę fajnych długich zakrętów. Od Miąsowej Vmax 120, przed Jędrzejowem 100. W Jędrzejowie meldujemy się o 12:50, czyli -1. Za Jędrzejowem z lewej strony w okolicy przystanku Potok dochodzi tor LHS. Prawdę mówiąc pierwszy raz miałem z tym cudem do czynienia. W duchu marzyłem, żeby coś jechało i proszę - Mikołaj był, bo oto moim oczom ukazuje się koniec sznura węglarek jadącego w kierunku Sędziszowa. A na czele DWA Gagary! Wiem, że na LHS to normalka, ale jak się na co dzień nie widuje spalinowej trakcji podwójnej, to widok ten może powalić z nóg. Już miałem w ręku aparat i chciałem sfocić i spisać numerki a tu tor szeroki nagle się oddalił i zniknął za jakąś górką - co za ból. Gdy znowu się pojawił za zakrętem, mogłem jedynie sobie popatrzyć z oddali na pierwszego Gagara. Potem na LHS jest stacja. Na niej spory ruch. Stoją sobie Gagary z boku (między innymi 2044, 2057, 2067), sznury cystern i węglarek z samoczynnymi sprzęgami. Na jednym torze stał sobie gotowy do odjazdu pociąg - sznur węglarek + 2 Gagary (2010+2018). Czekał, bo z naprzeciwka jechała sobie solo Tamara SM48-003. Na wszystkich szerokotorowych lokach widoczne logo LHS. W Sędziszowie planowo, 13:06. Przed Kozłowem tor szeroki odchodzi w bok, a nasz szlak łączy się ze szlakiem ze Szczekocin. W Kozłowie zgodnie z planem (13:15). Przejeżdżamy przez tunel. Za tunelem stacja Tunel. Pociąg zwalnia i snuje się, więc udało mi się sfocić wjazdy do tunelu. Jeszcze tylko Miechów (13:28) i docieram do Krakowa Gł. Wtaczamy się o 13:58, czyli -2, co znowu daje mi do myślenia, że jednak jak się chce, to można. Przechodzę na peron pierwszy. I oczom moim ukazuje się pociąg osobowy do Zakopanego - pojedynczy kibel 1065. Zanim do niego wsiadłem spojrzałem na wiszący w gablocie rozkład: odjazd z Krakowa Gł - 14:20, przyjazd do Zakopca - 18:52, ja pierdykam - CZTERY i PÓŁ godziny kiblem, gdybym miał tyle jechać, chyba bym zwymiotował. Na szczęście przede mną była tylko godzinka czterdzieści. Ruszamy punktualnie o 14:20. Z Płaszowa też planowo, o 14:34. Oczywiście po drodze zaliczamy wszystkie przystanki, lecz wszystkie tak planowo, że można zegarki regulować. W Borku Fałęckim mija nas ED72-009 jadący z Zakopca. Dojeżdżamy do Skawiny, przejeżdżamy na boczny tor. Dalej kawałek trzy tory idą obok siebie, potem przez most i wreszcie odbijamy na zakopiankę. Widoki boskie dookoła, wszędzie bielusieńko, no po prostu cudownie, zima wreszcie taka, jaka powinna być. Do Kalwarii jedzie się nawet całkiem, całkiem. Potem kibel zaczyna tłuc się po niezłych zakrętach. Dojeżdżamy do Stronia i nagle stop-orkiestra. Na wjazdowym S1, lecz po chwili 2 pomarańczowe, czyli będziemy cosik mijać. Wjeżdżamy na lewy tor dodatkowy. Na środkowym głównym stoi kibel 858 w przeciwną stronę. A na prawym dodatkowym stoi sobie brutto. 858 rusza w stronę Skawiny, my po chwili też. UWAGA! Teraz prezent dla kolegi UFO! Brutto miało z przodu SPUTNIKA, czyli ET21-357. A więc moim marzeniom stało się zadość - niespodzianek po drodze miałem full, i to jak najbardziej pozytywnych. Przed Suchą Beskidzką jeszcze krótki postój, bo przepuszczamy pośpiecha z Zakopca z którym następuje krzyżowanie. Na stację wjeżdżamy punktualnie, czyli o 16:04. Moja fajna koleżanka mieszka w Lasie (tak, tak, nie w Lesie, tylko w Lasie - taka jest odmiana, nie gwara, tylko urzędowe pisma nawet to stwierdzają). Posiedziałem sobie u niej, nacieszyłem uszy góralskom godkom, nasyciłem oko pięknymi widokami prawdziwej zimy w górach (i nie tylko :-))), no ale czas szybko płynie i co dobre szybko się kończy. Ponieważ wiadomo jak zwykle wygląda sytuacja na PKP 1 stycznia każdego roku, postanowiłem, że z powrotem będę jechał z Bielska. Więc w poniedziałek 31.12 podjechałem PKS-em do Żywca, żeby zapodać bilecik i miejscóweczkę na Ex-a „Beskidy”. Pani w kasie coś tam marudziła, że są trudności, ale w końcu dostałem bilet na miejsce 85 (nawet przy oknie) w wagonie numer 11. Sylwek szybko upłynął, przyszedł Nowy Roczek, pożegnania nadszedł czas. Odwieźli mnie do Bielska. Na dworcu tłumy turystów, wszyscy z nartami, plecakami, nerwowa atmosfera, dużo ludzi ma same bilety, bez miejscówek. A ja zadowolony, bo będę miał siedzonko. O 15:50 stonka wciąga skład na tor przy peronie pierwszym. Z tyłu jedynki, nr 2 i 3, potem Wars i dwójki, nr. 6,7,8,9,10 i..... koniec pojezda. A GDZIE DO CHOLERY mój wagon 11??? Podczepiają Epokę. A tłumy szturmują wagony. Dużo osób bez miejscówek zajmuje miejsca „stojące” w korytarzach. Ludzie wściekli jak cholera, parę osób też szuka wagonu 11. Walimy do kierpocia. A ten na to: „chcieliśmy przyczepić 2 wagony ale dyrekcja w Warszawie się nie zgodziła” i „niech Państwo zajmą miejsca stojące, za miejscówki dostaniecie zwrot”. Jaka dyrekcja??? W jakiej Warszawie??? Przecież my jesteśmy w Bielsku!!! Jak za socjalizmu - centralne planowanie, tfu, sterowanie??? No cóż, myślę sobie, nie mogło być cały czas tak pięknie, w końcu to tylko zakichane PKP . Wszedłem do jakiejś dwójki, stanąłem w przedsionku i czekam. A tu 16:00 a Ex stoi. 16:10 i dalej stoimy. W końcu o 16:20 zapowiedź: „w dniu dzisiejszym Ex do Warszawy odjedzie z 40-to minutowym opóźnieniem z powodów technicznych” Czyżby Epoka się zwarzyła już na starcie? Jak do tej pory stałem spokojnie, tak w tym momencie nóż mi się otworzył w kieszeni. Nie, k....a, nie tylko za miejscówkę mi zwrócicie, ale i odszkodowanie za stracony czas, choćbym miał się do końca życia po sądach włóczyć (a bardzo to lubię i już jestem przyzwyczajony :-))). Lecz po chwili mogłem się uspokoić, bo okazało się, że będą doczepiać na koniec składu dwójkę nr 11. Więc wylazłem i poszedłem na koniec składu. Ze mną jeszcze trochę osób z miejscówkami na ten wagon. Po drugim torze przejechała stonka z dwoma wagonami, objechała Ex-a, i doczepiła jeden wagon do składu. Zapakowaliśmy się i w końcu mając +40 na starcie ruszyliśmy. A w Katowicach peron pełen ludzi. W przedziałach pełno, na korytarzach też full, czułem się jak w metrze w godzinach szczytu. Jeszcze tylko krótki postój w Psarach, bo przepuszczaliśmy jakiegoś Ex-a lub IC-ka jadącego na Kraków. No i już o 20:20 byłem na Centralnym, gdzie też na peronie tłumy ludzi takie, że trudno kij wcisnąć. Ale najważniejsze było to, że dojechałem. Bo to, co działo się potem na wszystkich drogach w kraju, no i na kolejowych szlakach oglądałem sobie w TV już spokojnie w domku.

 

PKP vs. DB czyli podróż do Bremen 2002

 

Razem z moją koleżanką postanowiliśmy odwiedzić rodzinę w Bremen. 1 lipca w poniedziałek o 6:15 byliśmy na Wschodnim. BWE Berolina już stał przy peronie. Z przodu EPoka 018, parę niemieckich dwójek, między nimi PKP-owe bezprzedziałowe Z1, restaurant i jedynka. My mieliśmy miejscówki w bezprzedziałowym, bo takim jeszcze nie jechałem. O 6:30 ruszyliśmy w trasę. Nigdy przedtem nie jechałem Z1. No i muszę przyznać, że jedzie się dobrze, oczywiście po dobrych torach. Zdecydowanie ciszej, żadnego hałasu (okna szczelne, bo klima, chociaż akurat w tej dwójce cosik szwankowała), nie to co w zwykłych Ex-ach, pośpiechach, nie wspominając już o kiblach. Trasa do Poznania jeszcze w wielu miejscach niedorobiona. A to jakieś ograniczenie na moście, a to miejscami jeszcze drewniane podkłady. Wiele stacji wygląda super, ale jeszcze wiele jest do zrobienia. Podróż mijała spokojnie, aż do samego Rzepina. I tu pierwsza kicha. Mianowicie wyszedłem sobie na peron, żeby zobaczyć jakiego loka podczepią zamiast EPoki. Aż tu nagle jakiś sk....n w zielonym mundurku (straż graniczna) wrzeszczy na mnie, że mam siedzieć w wagonie, że mi nie wolno wychodzić na peron, bo kontrola paszportów tylko w pojeździe. Ja na to, żeby mi przepis taki pokazał, bo mi się wydaje, że od 89 roku żyjemy w wolnym kraju, i konstytucja mi nie zabrania stać na peronie, zwłaszcza na takim zadupiu jak Rzepin. On coś jeszcze odburknął, ja też, i na tym się skończyło - wsiadłem do wagonu. Jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Kunowic i stop orkiestra - w rozkładzie nie ma postoju, a my stajemy. Po pięciu minutach ruszamy, ale za chwile znowu stajemy, tym razem w polu. W końcu jednak ruszamy i przejeżdżamy przez Odrę. Siedziałem sobie przy oknie i uważnie obserwowałem. Połączenie dwóch sieci trakcyjnych jest jakby niezauważalne. Sieć niemiecka ma w przeciwieństwie do naszej tylko jeden przewód jezdny (wiadomo - prąd zmienny, wyższe napięcie, mniejszy prąd, mniejsze ciepło, mniejszy przekrój), słupy trakcyjne stoją nieco dalej od osi toru, wysięgniki podobne do naszych, przy przęsłach naprężenia wysięgniki podwójne i ciekawe kołowrotki przy naciągach. Semafory świetlne ze specyficznym układem świateł (ale widziałem dwa pomarańczowe, górne migające i pod spodem zielony pas świetlny złożony z czterech żarówek), a kształtowe takie jak nasze (a właściwie to nasze są takie jak ich, bo to niemiecki wymysł i konstrukcja). To samo z tarczami ostrzegawczymi, wskaźniki przed tarczami, wskaźniki trakcji elektrycznej, granicy przetaczania, na wykolejnicach takie same jak u nas. Za to nie ma tam czegoś takiego jak ograniczenie prędkości, tylko białe trójkątne tabliczki z prędkością wyrażoną pełną liczbą km/h. Podkłady w większości betonowe, w wielu miejscach trwają roboty torowe. Na niektórych stacjach widać rozjazdy angielskie i pędnie z naprężaczami. Dworzec we Frankfurcie w połowie rozbabrany. Ale od tego momentu szczeka co chwila mi opadała. A to z powodu taboru niemieckiego, który mogłem podziwiać. Loki spalinowe w zasadzie niczym się nie wyróżniają (serie BR202, BR218), za to elektryczne - są po prostu super (głównie dały się zauważyć BR101, BR110, BR112, BR114, BR143, BR155, BR180). Brutta są prowadzone lokami w trakcji podwójnej, przewód sterowania wielokrotnego to nie to co u nas - cieniutki do takich małych gniazdek na ścianie czołowej loka. A pociągi RE (RegionalExpress) złożone z fajnych piętrowych wagonów (Vmax = 140 lub 160 - te mają zawieszenie pneumatyczne) mają loka na jednym końcu, a na drugim wagony sterownicze. Zresztą wagony sterownicze są też przy pociągach IC oraz IR. Dlaczego u nas tego nie można zrobić, na Zakopiance przydałoby się w sam raz. Podobnie zresztą w trakcji spalinowej - często skład pociągu wygląda tak: lok + kilka wagonów w stylu naszej bonanzy (ale o wiele lepszy standart i komfort) + bonanzopodobny wagon sterowniczy. Tymczasem dojeżdżamy do Berlina. I już widać kolejkę S-Bahn. Na liniach podmiejskich widać starsze serie taboru S-Bahn, seria 477/877, oczywiście zasilanie trzecią szyną. Dopiero bliżej centrum pojawia się nowoczesny tabor serii 480 i 481/482. Normalnie pociągi z Warszawy dojeżdżają do ZOO Garten, ale tym razem coś remontowali i dojechaliśmy na Lichtenberg. I tu dopiero się zaczęło. Moja koleżanka zna co prawda niemiecki (ja nie), ale się kompletnie nie orientuje w przestrzeni :-))), no i cała odpowiedzialność za dalszą część podróży spadła na mnie. A żeby jechać dalej musieliśmy się dostać na ten zakichany ZOO Garten. No więc idziemy na peron S-Bahn. Z mapki wynika, że dużo linii jedzie w kierunku ZOO. Wsiadamy w S-75, niestety dojechaliśmy tylko do Warschauer Straße. Dalej w S-7. I tylko do Friedrichstraße. A dalej doopa, bo okazało się, że na S-Bahn są jakieś roboty torowe. W tym miejscu straciliśmy godzinkę łażąc po okolicy i pytając różnych ćmuli, jak jechać dalej, oczywiście każdy gadał co innego. Ale przy okazji zobaczyłem kilka różnych berlińskich wagonów tramwajowych, m. in. jakiś wieloczłonowy niskopodłogowy oraz taki dwuwagonowy w którym oba wagony były dwuczłonowe, a każdy człon miał tylko jeden dwuosiowy niby-wózek. Wróciliśmy na stację Friedrichstraße i dopiero wtedy ujrzałem wielką tablicę z informacją, że na odcinku Friedrichstraße - ZOO S-Bahn kaputt i trzeba się przesiadać na pociągi RE na sąsiednim peronie. No szlag mnie trafił na tych wszystkich ćmuli, nie mogli pokazać na sąsiedni peron i powiedzieć magiczne dwie litery RE, tylko pieprzyli o jakichś tramwajach tudzież U-Bahn? No ale dobra. Nadjechał jakiś RE (bodajże do Rostocku) - kilka wagonów piętrowych (pierwszy oczywiście sterowniczy), potem kilka normalnych wagonów (tylko bezprzedziałowych), na końcu lok. Wsiedliśmy do piętrowego i po kilku minutach byliśmy na ZOO Garten. Tu do informacji pytać o połączenia do Bremen. Dostaliśmy wszystko na wydruku. Połączenia praktycznie co 40-60 min, ICE do Hamburga lub Hannoveru, dalej RE do Bremen. No i co było robić, poszedłem do kasy kupić bilety. 120 € = 480 zł, pusto na koncie, no ale będę jechał ICE - pocieszyłem się. :-))) No i na peron. Po chwili na wyświetlaczach ukazała się informacja o pociągu: ICE do Bonn i gdzieś tam jeszcze, 15:22, skład pociągu, gdzie zatrzymuje się pierwsza, a gdzie druga klasa. Po chwili nadjechał: ICE drugiej serii chyba, nie znam się za bardzo, zawieszenie pneumatyczne, Vmax = 280, dwie jednostki, lokomotywa na początku pierwszej i na końcu drugiej. Zapakowaliśmy się do środka, luz, zapełnienie 50%, miejsca nierezerwowane, ot po prostu kupujesz sobie bilet, wsiadasz, jedziesz i już!!! Tory normalne, trakcja też, tylko zwrotnice bardzo wydłużone (wiadomo, duże prędkości = duży promień), a po bokach stoją ekrany dźwiękochłonne. W środku na wyświetlaczu prędkość: najpierw powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna, a co ja pieprzę, 100 km/h, 150 km/h, 200 km/h, 223 km/h, no daleeeeeeejjj - myślę, ale cholera, spada, hamujemy, czyżby jakieś ograniczenia??? Nie, to po prostu jakaś stacja. Notabene we wszystkich pociągach (S-Bahn, RE, IR, ICE) jest informacja głosowa, do jakiej stacji się dojeżdża, na którą stronę się wysiada a w ICE dodatkowo informacja o najbliższych połączeniach z danej stacji. Ruszamy dalej. Prędkość znowu wzrasta, skład jakby trochę faluje, i jeeeest!!! 250 km/h !!!! Ale tej prędkości wcale się nie czuje. Zero hałasu, zero drgań, jak po stole. No po prostu poezja. Chciałbym aby moje wnuki kiedyś mogły pojechać takim pociągiem po naszych torach, marzenia czasami się spełniają, no nie??? 16:57 lądujemy, o przepraszam, zatrzymujemy się w Hannoverze. Rzut oka na bilety a tam czarno na białym: przyjazd do Hannoveru na tor 10, odjazd do Bremen z toru 12 o godz. 17:17. Nie muszę latać po dworcu, szukać tablic, informacji, czy pytać. Wszystko mam wydrukowane na bilecie. Można? Można. Tylko trzeba chcieć. Czy dożyję kiedyś takich czasów, że i u nas będzie to tak dobrze zorganizowane??? Przechodzimy na drugi peron, a tam już czeka nasz RE - skład bonanzopodobnych wagonów z lokiem na jednym końcu i wagonem sterowniczym na drugim. W środku jednak super (a nie syf jak u nas), Vmax = 140, drzwi się wszystkie same zamykają przed odjazdem pociągu. Dojechaliśmy w końcu do Bremen. A tu szok przed Banhofem - na placu tysiąc rowerów przyczepionych do stojaków, z folią na siodełkach. Widać porządny Niemiec jedzie rowerkiem z domu do dworca, potem pociągiem i dalej drugim rowerkiem do pracy. Park & ride??? No i tramwaje w Bremen. Niskopodłogowe, przegubowe, czteroczłonowe. Tylko podłoga niska na całej długości a nie pseudo jak w naszych 116N. Każdy człon ma 4 koła (bynajmniej nie 2 osie), każde oddzielnie zawieszone i napędzane oddzielnym silnikiem, tak, że w środku są 4 skrzyneczki po bokach, na nich siedzenia, a podłoga niska od początku do końca wagonu. W centrum przed dworcem jest 6 torów tramwajowych. A na wyświetlaczach podane jaka linia, dokąd jedzie i za ile minut dany tramwaj przyjedzie. Jednym słowem transport publiczny, zwłaszcza szynowy ist gut. O drogach pisał nie będę, bo wiadomo, że mają dobre. Wspomnę o ścieżkach rowerowych - są praktycznie wszędzie. A że wszędzie panuje niemiecki porządek, też wspominać nie trzeba. Posiedzieliśmy tam tydzień, pora wracać. Na powrót wybrałem pociągi IR. Pierwszym z Bremen do Hannoveru, tu 7 min na przesiadkę i dalej kolejny IR do Berlina. IR to normalne wagony, Vmax = 200, część przedziałowa i bezprzedziałowa, w drugiej klasie w przedziale 5 miejsc. Miejsca na rowery, dla inwalidów, schowki na bagaże itp. bajery. Drugi IR prowadziła BR101. Po drodze w okolicach Berlina zauważyłem lokalne składy w stylu: lok spalinowy + kilka wagonów bonanzowatych + wagon sterowniczy, oraz dwuczłonowy spalinowy autobus szynowy. W Berlinie jeszcze parę ciekawostek: wszystkie typy ICE (pojedynczy skład z dwoma lokomotywami, zawieszenie na sprężynach; podwójny skład z lokami na końcach, zawieszenie pneumatyczne; wreszcie skład bez oddzielnych loków, z wagonami silnikowymi i Vmax = 230), autobus spalinowy z krótkim środkowym członem silnikowym i sterta IC, RE160 i IR-ów. Przesiadka na Paderewskiego do Warszawy i znów ten sam bezprzedziałowy polski Z1 z popsutą klimą. A we Frankfurcie, żebym za szybko nie doznał szoku przy przekraczaniu granicy, polski akcent. Mianowicie na tor przy sąsiednim peronie wtoczyła się zardzewiała i warkocząca SU45 ze składem polskich brudnych syfiastych wagonów. Jeszcze paręnaście kilometrów i za oknem co i raz mogłem sobie podziwiać: angliki, byki, smrodliwe Bipy, syfiaste bonanzy, tandetne kible i całą resztę naszego taboru. Wreszcie można zejść na ziemię - tak sobie pomyślałem - witaj nasze kochane PKP !!! A żeby jeszcze bardziej mnie uświadomić, że to nasz kraj to przed Zachodnim snuliśmy się jak cholera i do Warszawy dojechaliśmy z 15 minutowym opóźnieniem, za co oczywiście wszystkich podróżnych serdecznie przepraszamy!

 

Podróż długoweekendowa 2002

 

Na długi weekend postanowiliśmy z moją koleżanką pojechać do jej rodziców (okolice Suchej Besk.). Już parę razy jechałem w tamte strony (na Wielkanoc, Boże Ciało, początek lipca), ale zawsze swoim blachosmrodem. A tym razem jako MK wybrałem PKP, licząc na to, że po drodze spotkają mnie jakieś niespodzianki, podobnie jak wtedy w święta. Żeby wyszło taniej postanowiliśmy jechać przez Radom, Kielce i Kraków do Suchej Beskidzkiej. W środę 14.08 pojawiliśmy się o 8:10 na Wschodnim. O 8:20 od strony Centralnego na peron podjechał kibel deLuxe EN57-1912+1914. Zajęliśmy miejsca po lewej w kierunku jazdy, bo oczywiście musiałem obserwować szlak. Moja koleżanka na szczęście jest w miarę wyrozumiała dla moich zainteresowań i zbytnio mi nie przeszkadzała, tzn. zaczęła się uczyć do egzaminów. Ze Wschodniego ruszyliśmy o 8:55 czyli punktualnie. Na Centralnym dosiadło się trochę ludzi, ale zapełnienie i tak nie przekraczało 40%. W kiblu deLuxe są oczywiście niby miękkie siedzenia, ale doopsko i tak odpada po parudziesięciu kilometrach. No ale nic, jedziemy. Tuż po odjeździe z Zachodniego mija nas EU07-178 (green) + zajebisty skład 1,2,2 czyli Ł. Fabr. Widać, że wakacje i nikt pociągami nie jeździ, a zwłaszcza na takie zadupie jak Ł. (sorry wszystkim z Ł., ale mam niemiłe wspomnienia z tego miasta). Odbijamy na szlak radomski. Pod Jerozolimskimi nie ma już ograniczenia, wiadukt się buduje, za to potem ograniczenie do 20. Potem długi łuk w prawo. Okęcie, wjazd na stację z V=30. Puchy, nic się nie dzieje. Tylko na bocznym torze stoją sobie sznur gruszek i sznur krytych. Dalej jedziemy sobie przez pola, mijamy bocznicę z estakadą do rozładunku grawitacyjnego, ale tam też pustki. Pomiędzy Dawidami a Nową Iwiczną jak zwykle (czyli po staremu) parę przejazdów, gdzie kibel zwalnia do 20, a potem znowu się rozpędza wspaniałomyślnie „oddając” nadmiar energii w postaci ciepła z oporów rozruchowych. Mijamy Piaseczno. W Czachówku jakieś roboty torowe na niewłaściwym. W Południowym peron z boku, ze ślepo kończącymi się torami, zarośnięty po pas. Przez stację 60 potem 80. Za chwilę pomarańczowe ograniczenie, na wskaźniku 6. Stan torów pogarsza się tak, że kiblem rzuca jak cholera. W Chynowie na przejeździe 20, tory dalej fatalne. Dojeżdżamy do Warki. Chwila postoju i ruszamy dalej o 10:05, oczywiście linia jednotorowa, na drugi tor poczekamy ze 200 lat. Dobieszyn - puchy, boczny tor wygląda na mało używany. Jesteśmy w Radomiu. Na torach parę kibli, składy cystern i krytych. Przy jednym składzie krytych EU07-399 - czyżby trakcja Uniwersalna, a byki poszły na rewizję lub na żyletki? O 10:49 ruszamy dalej. Za Radomiem ograniczenie do 50, w Rożkach to samo. Potem zaczynają się zakręty. W Szydłowcu krótki postój, odjeżdżamy o 11:17. Za Lipowym Polem, przed Skarżyskiem stacja rozrządowa. Ruch niewielki, jakieś wagony, parę stonek i innych loków. Dojeżdżamy do Skarżyska. Po lewej stronie na bocznym torze stoi sobie Bipa (4, skośny dach, zielona). Przy peronie 3 kibel 803. Ruszamy o 11:29, w szopie po lewej sterta stonek. Po drodze jeszcze Suchedniów (11:37). Przed Kielcami mija nas green jamnik (ET41) z jakimś pośpiechem (!), czyżby zabrakło anglików??? W Kielcach meldujemy się o 12:04, czyli punktualnie. Wysiadamy na peron pierwszy i przechodzimy na trzeci, gdzie stoi „Kielczanin” do Krakowa: EU07-313 + 2,2,1,2,2, W środku kilkadziesiąt osób. Siadamy sobie w ostatnim wagonie, przedziały po lewej. Ruszamy o 12:15. Kielce-Białogon - mija nas green ET41 z bruttem na haku. W Sitkówce-Nowinach kolejna ET41-131 (tym razem yellow) z Eaosami. Wolica - krótki postój (12:30), po lewej skład gruszek. Potem parę fajnych długich zakrętów. Na lewym torze roboty, skład samowyładowczych z bykiem na czele. Od Miąsowej Vmax 120. W Jędrzejowie meldujemy się o 12:50. Za Jędrzejowem z lewej strony dochodzi tor LHS. Tym razem jednak wielkie pustki na szerokim. Mijamy tabliczkę z Vmax 110, potem mija nas kolejna green ET41 z Eaosami. Na stacji w Sędziszowie LHS dwa Gagary: 2049 i 2062 oraz jedna Tamara. Przed Sędziszowem Vmax 100, w Sędziszowie jesteśmy o 13:08. Vmax wzrasta do 120, potem przed Kozłowem znowu 100. LHS odchodzi w bok, a nasz szlak łączy się ze szlakiem ze Szczekocin. W Kozłowie jesteśmy o 13:15. Przejeżdżamy przez tunel. Za tunelem stacja Tunel. Pociąg zwalnia i snuje się jak cholera, dlaczego tam to ograniczenie, nie mam zielonego pojęcia. Jeszcze tylko Miechów (13:29) i docieramy do Krakowa Gł. o 14:00. Kierujemy się na peron pierwszy. A oto już czeka pociąg osobowy do Zakopanego - pojedynczy longkibello EN71-02. Moja koleżanka już zaczęła marudzić, że ta podróż tyle trwa, a przed nami jeszcze trochę do przejechania. Ruszamy o 14:20. Zabłocie i Płaszów. Tu na bocznych torach esencja polskiej kolei: EDek, EN71: 010, 020, EU07: 153, 136, 010, 359, 321. Osobowym zaliczamy wszystkie przystanki, w Krzemionkach mija nas ED72-014 jadący zapewne z Zakopca. Dojeżdżamy do Skawiny, przejeżdżamy na boczny tor. Dalej kawałek trzy tory idą obok siebie, potem przez most i odbijamy na zakopiankę. W Radziszowie mijamy się z EN57-1271+1087. Do Kalwarii jedzie się nawet całkiem, całkiem. W Kalwarii mija nas EU07-120 + 2,2,2. Potem zaczynamy tłuc się po niezłych zakrętach i nieźle pod górę. W Stroniu jeszcze jedna mijanka, tym razem z kiblem 1444. Dojeżdżamy do Suchej Beskidzkiej, gdzie na mijankę czeka już jakiś pośpiech. I tak oto po 7 godzinach podróży by PKP czekało nas jeszcze 50 minut czekania i 20 minut jazdy PKS-em, aż wreszcie około 17:20 byliśmy na miejscu. Posiedzieliśmy sobie do niedzieli i pora wracać. W niedzielę o 11:30 byliśmy w Żywcu. Przy peronie stał już osobowy do Katowic: EP07-505 + 5 Bdh, czyli bonanzy. Jak zwykle syf i smród w środku. No ale nic, zapakowaliśmy się do środka ostatniego wagonu. O 11:56 ruszyliśmy w drogę. Do Wilkowic jeden tor, potem pojawia się drugi. Niestety za B. B. Lipnik drugi tor znika, by potem pojawić się w tunelu pod Zamkową Górą jako tor wyciągowy z kozłem. Czy nie można dobabrać tego drugiego toru, żeby choć trochę usprawnić jazdę na tym krótkim kawałku? Jak widać zadanie to przekracza PKP-owe możliwości. Bielsko Biała Główna, a tu parę EU07: 395, 087, 364, 226, 177, 363. Wtacza się z naprzeciwka EU07-328 z trzema Bohunami, zapewne z Rybnika. Ruszamy o 12:36, mijamy fabrykę Fiata. Czechowice Dziedzice - w szopie sterta byków i jamników, w tym jeden rozpołowiony bez pantografów. Mija nas posp. Sztygar: EU07 + 2,1,2,2. Potem Goczałkowice, Pszczyna, Piasek. Mija nas jakiś solowy byk. Kobiór. W drugą stronę przemyka anglik z Bipą (4, zielona, prosty dach). W Brynowie mijamy Epokę + 1,1,1,Wars,2,2,2,2,2 i już jesteśmy w Katowicach. Tu moja koleżanka pojechała do siostry do Bytomia, a ja udałem się na pociąg do Częstochowy. Wychodzę na peron a tu „trup przy trupie, dupa na dupie” czyli tłok niemiłosierny. Zapowiadają mój pociąg z Gliwic do Ł. Fabr. i po chwili się pojawia: EU07-545 + 2,2,1,2. Tylko cztery wagony a ludzi pełen peron. No tak - pomyślałem - przecież wszystkie wagony pojechały na Kraków, bo wizyta Papieża. Cóż było robić, stanąłem sobie na korytarzu i już. Ruszyliśmy o 14:31. Stałem przy oknie, więc sobie patrzyłem. W Dąbrowie G. boczne tory zardzewiałe i rozebrane, zwrotnice zamknięte na stałe. Potem stacja w Łazach, tam spory ruch, dużo wagonów, parę tamar, byków i jamników, zresztą podobne loki obecne w tamtejszej szopie. Dojechałem do Częstochowy i przechodzę na peron, skąd będzie mój posp. do Terespola. A tu znowu tłum ludzi! Co się dzieje? Po chwili wtacza się „Podlasie”: EU07-445 + 2,2,1,1,2,2, tylko sześć wagonów. No ale załapałem się na miejscówkę siedzącą. Trzy godzinki w dusznym zapchanym przedziale, rzygać mi się już chciało. I tak oto po prawie 8 godz. spędzonych with PKP wylądowałem na Wschodnim, mając już serdecznie dość podróżowania pociągami. I oczywiście z mocnym postanowieniem poprawy, czyli że następną podróż do rodziców mojej koleżanki odbędziemy moim blachosmrodem...

 

Poprzednie wspomnienia: Lata 90-te

 

Następne relacje: XXI wiek, część 2

 

Powrót na stronę główną